Zaczęło się!
W końcu weszliśmy na plac budowy. Plany na pierwszy dzień były bardzo obszerne, ale sądząc po tytule chyba nie wszystko wyszło tak jak powinno prawda?
O godzinie 8 na działce przywitało nas piękne słońce i ekipa gotowa do pracy. Szybkie ustalenie co i jak i zaczynamy. Geodeta od razu zabrał się do pracy i zaczął wyznaczać osie budynku.
Nasza działka znajduje się w strefie ochrony archeologicznej, dlatego też koparka nie mogła po prostu wykopać „dziury” w ziemi pod fundamenty, tylko ściągnąć humus (tzw. próchnica – wierzchnia warstwa ziemi, aż do jałowego piasku, lessu itp.).
Wszystko szło jak po maśle, dopóki nie pojawiła się Ona… Pani archeolog. Tak naprawdę bardzo miła kobieta, lecz strasznie zakochana w swojej pracy. W miejscach gdzie normalne ludzkie oko nic nie jest w stanie dostrzec, ona zobaczyła.
Celowo owych stanowisk nie zaznaczałem ramką, bo przecież wszystko dokładnie widać 😉 Jakbyście jednak czegoś nie dostrzegli (no może oprócz fragmentu ceramiki) to dajcie znać 🙂 Niestety to co znalazła Pani archeolog musi podlec dokładniejszym badaniom. Jutro przyjeżdża większa ekipa, która dokładniej przeczesze teren i jak dobrze pójdzie to w środę będziemy mogli kontynuować prace. Póki co musieliśmy przerwać zaplanowane prace:
- kopanie fundamentów
- korytowanie wjazdu na działkę i utwardzanie kruszywem drogowym
- zalewanie fundamentów
Tak, te wszystkie sprawy mieliśmy załatwić jutro. No ale cóż, Pani nie dała się w żaden sposób przekonać, że w naszej ziemi nic nie ma, więc musimy dać jej wykonać swoją pracę – niestety za nasze pieniądze. Takie dobre złego początku. Dzisiejszy wpis skłania do kolejnego poświęconego archeologom podczas budowy, ale z wiadomych względów musimy go stworzyć na chłodno. Dzisiaj mógłby być bardzo nieobiektywny, może niecenzuralny 😉 Jutro kolejny dzień, oby pozytywny.